Jestem jedynaczką, dlatego temat spędzania czasu w pojedynkę nie jest mi obcy. Mając 34 lata można powiedzieć, że opanowałam go prawie do perfekcji. Nie nudzę się w swoim towarzystwie. Lubię spędzać czas sama ze sobą. Będąc  w domu zawsze znajdę sobie zajęcie. Długo jednak przekonywałam się do spędzania czasu w pojedynkę poza domem. Od dzieciństwa czas na dworze spędzałam albo z koleżankami, ze znajomymi, z mężem. Po rozwodzie okazało się, że spora część znajomych ma swoje pary i nie zawsze jest okazja, żeby się spotkać. Tak pojawiła się potrzeba przełamania obawy przed wychodzeniem z domu w pojedynkę.

Długo nad tym pracowałam. Tłumaczyłam sobie, że nie ma nic złego w wyjściu na spacer samej. Samotne wyjście do restauracji jeszcze 3 lata temu było dla mnie nie do pomyślenia. Małymi krokami przełamałam strach  i dzisiaj nie tylko bez obaw chodzę na samotne spacery czy jem obiad na mieście w moim miłym towarzystwie. Dwukrotnie pojechałam sama na obóz jogi. Jeżeli akurat nikt ze znajomych nie ma urlopu wsiadam w auto i jadę na długi weekend w góry lub nad morze. Gdy jestem na wyjeździe, znajomi pytają z kim jestem. Z dumą odpowiadam „ze sobą”. W pewnym stopniu nawet lubię tę swoją niezależność od nikogo.
Początki pracy nad sobą bywają ciężkie, tak było też u mnie. Ważne jest, aby się nie zrażać i dostrzegać małe sukcesy. Każde samotne wyjście było dla mnie ogromnym osiągnięciem. Byłam z siebie szczerze dymna i dzieliłam się tą dumą z bliskimi.
Od zawsze lubiłam wyjścia do kina. Niestety nie wszyscy podzielają moją miłość. Filmy wyświetlane w kinie mają to do siebie, że można zobaczyć je tylko przez pewien czas, a potem znikają  z ekranu. Można czekać aż ktoś znajdzie czas lub można działać w pojedynkę. Postanowiłam podjąć poważne kroki i odważyć się. Doskonale pamiętam moje pierwsze samotne wyjście do kina. Wydawało mi się, że kasjer patrzy na mnie z politowaniem. Że osoby obecne na sali nie skupiają się na filmie, a na mnie. Trwało to tylko przez pierwsze minuty filmu, potem liczyło się już tylko to, co na ekranie. Pomyślałam wtedy, że oglądanie filmów w kinie sprawia mi tyle przyjemności, że jestem w stanie zacisnąć zęby, przetrwać spotkanie z kasjerem i wejście na salę. I tak poszłam ponownie sama. Dzisiaj chodzę do kina średnio raz w tygodniu. Nie tylko mi to nie przeszkadza, ale sprawia prawdziwą przyjemność. Chodzę na filmy które mnie interesują, a na siedzeniu rozsiadam się bez skrępowania nie mając nikogo obok.
Niestety są takie dni w tygodniu gdzie wyjścia w pojedynkę odczuwa się bardziej. Jest to niedziela. Niedziela jest dniem dla rodziny. Doskonale widać to na rynku, w parku nad wodą.
Dzisiaj dokonałam ciekawej obserwacji wybierając się na jeden z wrocławskich basenów. Zawsze wydawało mi się, że na basen, a zwłaszcza w weekend, mało kto chodzi w pojedynkę. A jednak nie. Rozejrzałam się po osobach, które leżały obok mnie i tylko w najbliższym otoczeniu naliczyłam dziesięć osób, które przyszły same. Dobrze, że ludzie którzy nie mają z kim spędzić czasu zbierają się na odwagę i wychodzą z domu.
Pokazuje to jednak, że jest coraz więcej osób, które żyją w pojedynkę. Powody są różne. I dla każdego inne.
Dbajmy o relacje, które są dla nas cenne. I nie podchodźmy do samotnych wyjść, jak do czegoś, co jest dla nas dobre. Człowiek to istota stadna i samotność na dłuższą metę nam nie służy. To z ludzi i z otoczenia czerpiemy siłę i energię do działania.
Udostępnij: